Doda znowu złamała przepis drogowy narażając swoje i innych życie. Wszystko do czasu.
Doda to królowa różu i … nie wiadomo czego jeszcze. Bo tak jak ona jeździ na pewno nikt by sobie nie pozwolił tytułując sie królową. Pamiętacie aferę kiedy Doda jechała w kierunku Gdańska i na krajowej drodze jechała pod prąd, pod górkę, przecinając dwie ciągłe linie i spychając jadące z naprzeciwka samochody do rowów. Wtedy za swój wyczyn dostała mandat 100 zł i 1 punkt karny. To trzeba było mieć plecy u policjanta, który ją złapał.
Tym razem swoje popisy jazdy samochodem i znajomością znaków drogowych dawał po Warszawie na Wilanowskiej, ulicy która prawie zawsze jest zapchana samochodami. Wiemy bo mielismy okazję tamtędy jechać i nie raz.
Mroźne, śnieżne popołudnie w Warszawie. Doda wyrusza w drogę. Jedzie al. Wilanowską. Jest to czas powrotów z pracy, więc ci, którym udało się zdążyć przed korkami, nie zdejmują nogi z gazu. Jednak przy skrzyżowaniach zaczynają się pierwsze zatory. Doda jedzie w dół aleją i widzi, co się dzieje. "O nie, ja czekać nie będę!" – z pewnością przemknęło jej przez głowę – donosi Super Express.
Gdy trafiła na policjanta poniosła by karę jak inni, mówi inspektor Maciej Karczyński, z Komendy Stołecznej Policji który wyliczył znowu 100 zł mandatu.
A my się pytamy, kto uczył Dodę jazdy gdy poszła na kurs? I kto ją przepuścił na egzaminie państwowym.